środa, 1 października 2014

Dziękuję!

Dziękuję wam wszystkim za to że jesteście!
Mimo że ostatni rozdział był dodany 15 miesięcy temu - wy nadal wchodzicie i czytacie to opowiadanie i tym sposobem liczbą wyświetleń dobiliście do
10.000 równo o godzinie 21.00
Za co bardzo bardzo wam dziękuję bo na prawdę nigdy nie spodziewałam się takiego efektu i jestem pod wielkim wrażeniem i jeszcze raz serdecznie dziękuję!
Dziękuję!

niedziela, 28 lipca 2013

~ Chapter thirty.

Siedziałem na korytarzu całkowicie zdenerwowany i zmartwiony... CO ZA BYDLAK MÓGŁ JEJ COŚ TAKIEGO ZROBIĆ...
Po niedługich badaniach z sali wyszła lekarka.
- Przepraszam co z Martą ? - podszedłem do niej szybko.
- Czy jest pan członkiem rodziny pani Siwek ?
- Nie, znaczy tak... jestem narzeczonym.
- Więc dla pana będzie to jeszcze gorsza wiadomość, chociaż nie wiem czy to możliwe... - przerwała na chwilę, nie wiedząc co powiedzieć. - pańska narzeczona została kilkakrotnie gwałcona, co doprowadziło do poważnych uszkodzeń wewnętrznych pochwy, a także do krwawienia wewnętrznego... co również wiąże się z konsekwencjami... Pani Siwek nie będzie mogła mieć dzieci, a także będzie musiała przejść na specjalną dietę... Oczywiście musimy przeprowadzić jeszcze dodatkowe badania, ale to zostawimy już na jutro musimy poczekać, aż pacjentka odpocznie...  - powiedziała i odeszła - może pan do niej wejść, tylko proszę na chwilę, musi ona odpoczywać bo jutro czeka ją pracowity dzień...  - powiedziała za pleców.
Wszedłem do jej sali wyglądała jeszcze gorzej niż poprzednio... strasznie blada, wychudzona, jej policzki były opadnięte a oczy podkrążone.... Usiadłem obok niej... złapałem ją za rękę była strasznie zimna..
- Tak bardzo cię kocham... Zabiję tego który ci to zrobił... Obiecuję.... - powiedziałem szeptem...
Przesiedziałem u niej dobre 15 godzin, potem pojechałem do domu, odświeżyłem się i wróciłem... nie było jej na sali, była na badaniach... ale już nie wróciła na tą samą salę.
- Panie Bartman, mamy bardzo złą wiadomość... Zapraszam do mnie do gabinetu - zaprosił mnie lekarz prowadzący...
Usiadłem na krzesło na przeciw doktora Zawadzkiego...
- Stan pani Siwek jest gorszy niż przypuszczaliśmy... Zrobiliśmy dodatkowe badania i wyniki są niezadowalające. Pańska narzeczona ma raka wątroby...
- Że co ? czy to przez te zdarzenie.
- Obawiam się że nie...
- Dlaczego pan się obawia ? - spytałem zmieszany.
- Gdyby to było przyczyną, pańska narzeczona miała by wielkie szanse na przeżycie... Niestety jest to nowotwór złośliwy... a pacjentka złapała AIDS co w tym przypadku oznacza 1% szanse na przeżycie...
*~*
...Otworzyłem oczy przetarłem je rękawem bluzy... Spojrzałem jeszcze raz
,,Marta Siwek-Bartman''
ur.11.05.1989 r.
zm.16.08.2013r.
Spoczywaj w spokoju [*]
Znam to już na pamięć, codziennie ją odwiedzam od 10 lat... Nadal ją kocham..........
________________________________________________________
THE END !
I jak spodziewałyście się takiego zakończenia ? :) Bo ja nie... ogólnie to od początku miałam myśl że skończy się szczęśliwie... ale dziś mnie coś naszło :) Mam nadzieję że mój blog na zawsze zostanie w waszych pamięciach ! ;* Żegnam ;*

środa, 17 lipca 2013

~ Chapter twenty-nine.

Zostałam brutalnie obudzona, poprzez kopniaka w brzuch... zwinęłam się z bólu w kłębek, i zaczęłam prosić żeby moje męki się skończyły.
- Dziś twój wielki dzień, dziwko - powiedział ten sam obleśny facet co wczoraj, przed wczoraj, i z przed całego miesiąca... tak jestem tu już około miesiąca... i wcale nie jest mi tu fajnie, muszę robić rzeczy od których robi mi się niedobrze... wolałabym już umrzeć niż robić to dalej...
- Codziennie to mówisz, i jakoś nigdy tak nie jest... Moglibyście mnie już wypuścić, nie nudno wam zawsze z tą samą laską ? - spytałam tak cienkim głosem, a jednak zdecydowanym... - i gdzie my w ogóle jesteśmy ?
- Wrocław, mówi ci to coś ?! - spytał donośnym głosem.
- Który dzisiaj ?
- 7 lipca a bo co ?! Nie zadajesz za dużo pytań !? - krzyknął na mnie...
A mi w głowie zaczęło się wszystko układać, dziś, Wrocław, Hala Stulecia, Mecz z USA.... jedyna szansa na ucieczkę
- Odpoczniesz sobie dzisiaj... Mamy dzisiaj z szefem parę spraw do załatwienia... Nie będzie nas... Ale nine próbuj nawet uciekać... - zaśmiał się i wyszedł.
Może Bóg na prawdę mnie kocha ? Wszystko układa się po mojej myśli...
Spojrzałam na zegar... godzina 16... Mam jeszcze 4 godziny...
Usłyszałam że drzwi się zamykają.. Poczekam do 17...

Wstałam szybko, co sprawiło mi wiele bólu... Miałam na sobie podarte ubranie włosy miałam straszenie poszarpane... wyglądałam jak trup...
Podeszłam do drzwi... zamknięta...
Rozejrzałam się, okno ! I to na dodatek nie tak wysoko... Otworzyłam je i z trudem wyszłam na zewnątrz.
Rozejrzałam się i kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem...
*Zbyszek*
Ostatni mecz w Polsce... a ja jej jeszcze nie znalazłem.... Miesiąc ! cały miesiąc czekałem i się nie doczekałem...
Dziś trener powołał mnie do pierwszej 6, żebym chociaż na chwilę zapomniał...
Grałem/próbowałem grać jak najlepiej... całym sercem, ale nie mogłem, całe serce miałem przy Marcie...
Wygrywaliśmy 2:1 szedłem na serwy... i gdy już podniosłem piłkę, rozległ się krzyk Igły :
- MARTA !? - oczy wszystkich odwróciły się w tą samą stronę, stała tam strasznie marnie wyglądająca Martusia... I w tej samej chwili co ja rzuciłem piłkę i nie zważając na bandy i wszystko inne, Andrea poprosił o czas..
Dobiegłem do niej i wziąłem w swe objęcia, z moich oczu płynęły łzy, z jej także.
Trener pokazał żebym wziął Martę i poszedł, takim sposobem na boisku ukazał się Kuba...
Poszliśmy do szatni...
- Musimy jechać do szpitala. - oznajmiłem.
- Nie, proszę.. - powiedziała tak cienkim głosem, jakby umierała...
--------------------------------------------------
Przepraszam  że taki krótki ale nic mi już do tego rozdziału nie pasowało... nie chciałam psuć atmosfery...
i taka jeszcze informacja dla tych którzy być może czytają moje inne blogi... DOPÓKI NIE SKOŃCZĘ TEGO TAM ROZDZIAŁY SIĘ NIE POJAWIĄ !

poniedziałek, 15 lipca 2013

~ Chapter twenty-eight.

*Zbyszek*
Co prawda mecz nie skończył się tak jak chcieliśmy... ale pocieszeniem dla mnie było spotkanie z Martusią i próba przeproszenia jej... chociaż już mi ,,wybaczyła'' to nie jestem tego taki pewien...
Od razu po zakończeniu tych wszystkich wyborów MVP itp. zacząłem się rozglądać za Grześkiem... on jest wysoki i łatwiej go dostrzec.
Zauważyłem go, siedział rozglądając się dookoła z telefonem przy uchu... obok niego siedział Kuba Jarosz i tak jak Kosa oglądał się we wszystkie strony świata... zostawało tylko pytanie : GDZIE JEST MARTA ?!
Zacząłem panikować, chociaż wiadomo że nie koniecznie coś musiało się stać... może poszła do toalety, spotkała kogoś znajomego i z tym kimś rozmawia, albo po prostu już idzie do mnie... Podobnie jak chłopcy zacząłem rozglądać się za moją piękna blondynką.
Niestety nigdzie jej nie dostrzegłem, ruszyłem w stronę kolegów...
- Tylko mi nie mów że się nie pojawiła - powiedziałem stając przed Kubą i Grześkiem.
Kosok pokręcił przecząco głową.
- Zbyszek, mogę ci przysiąc że ona tu chciała przyjść... Nawet nie wiesz jak ona była przejęta, obiecała mi że tu przyjdzie... Nie chcę nic sugerować ale boję się że coś się stało. - powiedział z przejęciem... widziałem w jego oczach smutek i troskę.
Z trudem przełknąłem ślinę, z coraz większym trudem mi się oddychało... traciłem wszystkie dobre emocje w swoim ciele, w jednej sekundzie zmieniłem pogląd na świat, widziałem wszystko w ciemnych kolorach... poczułem co to znaczy STRACH !
Jakbym telepatycznie połączyłem się z Grześkiem, w tej samej chwili pobiegliśmy do szatni, zostawiając zdezorientowanego Jarosza na krzesełku, ja podbiegłem do Kubiaka, Kosok do Ignaczaka.
- Słuchaj, nie ważne co sobie teraz myślisz, nie będę tłumaczył... - wręczyłem mu do rąk moje rzeczy. - zabierz to do hotelu i o nic więcej nie pytaj...
Podbiegłem do Grześka i Krzyśka.
- Nie ma mowy... TEŻ IDĘ ! Nie wytrzymam w hotelu nawet minuty ! - protestował Krzysiek...
Po jakiś 10 minutach sprzeczki doszliśmy do rozejmu...
Ja, Kosa, Igła, Pit, Zator, Winiar, Jarski i Siurak wyruszyliśmy na poszukiwania mojej ukochanej.
Kubiak wraz z Ziomkiem mieli sprawdzić cały hotel i jego zasięg, a Guma, Możdżon, Rucek i cała reszta mieli siedzieć w hotelu i w razie jej powrocie mieli zadzwonić do tych w terenie,
Rozdzieliśmy się ja poszedłem z Grześkiem, Krzysiek z Pawłem, Piotrek z Bartkiem, a Winiar z Kubą.
I choć Kurek i Jarosz zapewniali że jak pójdą razem to będą poważni, to w tej sytuacji im nie zaufaliśmy... to było zbyt poważne..
Chodziliśmy po całej Warszawie, i z każdą sekundą było mi coraz ciężej na sercu...
Nikt nie zadzwonił minęło 8 godzin... a my przeszukaliśmy WSZYSTKIE ulice Warszawy... Chłopacy obdzwonili WSZYSTKIE szpitale i komisariaty... NIC... Zero śladu po Martusi...
Usiadłem zrezygnowany na schodach hotelu, schowałem twarz w rękach... I modliłem się żeby nic jej się nie stało.
- Ej, Zbyszek, będzie dobrze, obiecuję... - chłopacy próbowali mnie pocieszyć... ale to nie pomagało... czułem że straciłem najważniejszą osobę w moim życiu.
*Marta*
Otworzyłam oczy w wielkim trudem, głowa pękała mi i czułam że moje kości są potłuczone... Byłam okropnie obolała... Czułam się jak na przełomie życia i śmierci.
- Nasza królewna się obudziła - usłyszałam głos na który miałam chęć komuś ,,przywalić'' emocje w moim ciele podrosły do zenitu możliwości...
Spojrzałam z pod byka na mężczyznę wychodzącego za ściany... był tak okropnie zły swoim wyglądem.
- Wypuść mnie - rozkazałam resztkami sił.
- Oj kochana, ty sobie nie wyobrażasz że to dopiero początek twoich cierpień... - zaśmiał się fałszywie.
Obejrzałam się dookoła... brudne, opuszczone pomieszczenie, ja leżałam na podartym kocu na ziemi z której ciągnęło zimno...
Podszedł do mnie i przyssał mi się do ust... za wszelką cenę chciałam się wyrwać, uderzałam go rękami po całym ciele, i gdy trafiłam w jego twarz, odsunął się i powtórzył gest na mnie ze większą mocą...
- Nigdy więcej tak nie rób, głupia suka - powiedział - przeproś. - złapał mnie za twarz.
- W snach - wycedziłam przez zęby, a on jeszcze mocniej niż poprzednio uderzył mnie w twarz,
- Przeproś kurwo !
- Przepraszam - powiedziałam z niechęcią.
- Zapamiętaj że to ja tu rządzę... - wstał, kopnął mnie i wyszedł...
Zostawiając mnie samą, obolałą....
-----------------------------------------------------------
Jestem ciekawa czy się spodoba...
Zatem to już jeden z ostatnich rozdziałów ! Wydaje mi się że jeszcze jakoś 3/4 rozdziały !
Zapraszam do komentowania ! ;*

piątek, 12 lipca 2013

~ Chapter twenty-seven.

*Marta*
Biegłam przed siebie nie wiedząc gdzie się kieruję... Byle jak najdalej jego, jak on mógł ?
Gdy dotarłam tam gdzie ludzi już nie było (jakiś mały las) usiadłam na ziemi i próbowałam nabierać powietrze... byłam okropnie zmęczona, zdenerwowana, smutna... nie da się opisać co tak na prawdę czuję...
Siedziałam a z oczu wylewały mi się łzy...
- On tak nie myśli - ktoś powiedział mi do ucha. Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam Grześka.
- Co ty tu robisz ? - spytałam zdołowana - za chwilę masz mecz, idź ! Nie możesz tu być - mówiłam przez łzy.
- I tak nie gram... Mogę być, chcę, muszę - powiedział i usiadł obok mnie.
Gładził ręką moje plecy i próbował mnie uspokoić... ale to nie łatwe.
- On tak nie myśli - powtórzył szeptem.
Popatrzyłam na niego ze zdekoncentrowaniem.
- Dlaczego to robisz ?! - spytałam zdenerwowana.
- Co robię ?
- Za wszelką cenę chcesz mi, Zbyszkowi, nam pomóc... Co ty z tego masz ?
- Satysfakcję - powiedział całkiem spokojnie - przyjaciele tak właśnie robią... pomagają sobie.
Zamilkłam, patrzyłam się na rudą wiewiórkę skaczącą po gałęziach drzew.
- On tak nie myśli - powtórzył po raz trzeci.
- To dlaczego tak powiedział ? - spytałam całkiem się poddając, chcąc wierzyć Kosokowi.
- Nie zrozum mnie źle Marta, ale miał do tego prawo... przed meczem zazwyczaj potrzebujemy relaksu, ty mu go nie dałaś...
- Nie wiedziałam... bo przecież Michał, on śpiewał... - czułam się winna że przeszkadzałam Zibiemu w pracy.
- Tak ale on się tak relaksuje... Zbyszek, on zazwyczaj zajmuje się sam sobą... nikt mu nigdy nie przeszkadza, gdy on zacznie rozmowę my odpowiadamy... ale nigdy na odwrót... Musisz to zrozumieć, ale w tym momencie nie ma osoby bez winy...
- Myślisz że, że, miałam nie reagować na jego słowa ? - spytałam bezradnie...
- Nie wiem co miałaś zrobić wtedy... Ale myślę że teraz powinnaś odebrać - wskazał ręką na swój telefon gdzie widniał napis ,,Połączenie przychodzące : Zbyszek'' - teraz przed meczem, potem zrób co chcesz...
Nacisnęłam zieloną słuchawkę i powoli przyłożyłam słuchawkę do ucha...
- Mów  - powiedziałam z nadzieją i smutkiem w głosie.
- Martuś kochanie, daj mi to wytłumaczyć... - mówił tak bardzo przygnębionym i błagalnym tonem.
- Powiedziałam żebyś mówił. - mówiłam chcąc brzmieć niezależnie... ale chyba nie brzmiałam zbyt przekonująco..
- To nie tak jak myślisz... Ja nie myślę tego co powiedziałem, ja nie wiem co mną kierowało gdy to mówiłem... Marta proszę wybacz mi... - mówił dławiąc się łzami.
- Zbyszek uspokój się, wybaczam ci, ale przestań płakać... - sama zaczęłam koszmarnie ryczeć.
- Kochanie zależy mi na tobie... przepraszam.
- Już dobrze skarbie - powiedziałam w pełni zapominając o tym wcześniejszym zdarzeniu.
- Przyjdź tu, proszę - wymamrotał.
- Przyjadę, ale po meczu, Grześ tam zaraz przyjdzie... chcę pójść do hotelu się odświeżyć... przyjdę obiecuję.
- Kocham Cię Martusiu - mówił tak szczęśliwym głosem, siorbał nosem.
- Do zobaczenia - powiedziałam, nacisnęłam czerwoną słuchawkę i oddałam telefon Kosie.
- Idź tam... Ja też dojdę, słyszałeś zresztą - zwróciłam się do brązowookiego.
- Pójdę z tobą, nie chcę żeby coś ci się stało... jest już późno.. - powiedział z przejęciem w głosie.. - Chociaż cię odprowadzę do hotelu - powiedział widząc że nie ustępuję.
- Ale potem pójdziesz prosto na halę ! - rozkazałam.
- Oczywiście - zapewnił i ruszyliśmy w stronę hotelu... Cała drogę spędziliśmy w całkowitej ciszy.
- Możesz już iść - pożegnałam go przed drzwiami wejściowymi.
- Zajmę ci miejsce.
Weszłam do hotelu i grzecznie się przywitałam a potem najszybciej jak mogłam wbiegłam po schodach i do pokoju.
Postarałam jak najszybciej się ,,odnowić'' ale w końcu doszło do tego że gotowa byłam po godzinie... gdy wyszłam z budynku na dworze było już ciemno... a mecz własnie się zaczynał.
Szłam ulicami i przypominałam sobie drogę, której w ogóle nie pamiętałam.
Po godzinie prób dojścia zauważyłam że nie wiem gdzie jestem...
- Cześć piękna, pomóc ci w czymś - zapytali jacyś mężczyźni.
- Szukam drogi na Torwar. - powiedziałam z grzecznością.
- Och biedactwo... zgubiłaś się - zaśmiał się jeden - Torwar jest daleko stąd... Ale my możemy ci pomóc dojść..
- Nie dziękuję poradzę sobie - odwróciłam się i jak najprędzej chciałam odejść.
- Ej poczekaj, nie skoczyliśmy ! - zawołał najgrubszy z nich.
Widząc że idą w moją stronę, zaczęłam biec... to i tak nic nie dało bo po chwili zostałam dogoniona i obezwładniona... potem poczułam tylko ból w tyle głowy... i dalej nie pamiętam....
----------------------------
No przykro mi ale dłuższy nie może być :P
No i mam JEDNO ZASADNICZE PYTANIE... skoro już radzicie mi pisać te nowe opowiadanie to które z was będą je czytały ?
Oraz mam prośbę : zostawcie w komentarzach swoje numery GG... mam mały problem i chciałabym się skontaktować :)
Zapraszam na http://aloneandlostinparadisee.tumblr.com/ - mojej przyjaciółki :)

wtorek, 9 lipca 2013

~ Chapter twenty-six.

*Przeczytajcie notkę pod spodem*
(Piątek, 15 czerwca)
Po obiedzie wraz z Olą... bardzo się z nią zaprzyjaźniłam... wróciłyśmy do naszego pokoju, nie chcąc przeszkadzać naszym chłopcom.
- Martuś tak o 17.30 będziemy musiały się zbierać... Piotruś przed chwilą dzwonił... - posłała mi uśmiech i poszła do łazienki... zapewne się przebrać.
Ja postanowiłam że przyszykuję sobie ubrania i po Oli zagoszczę w łazience.
Jako że zostało nam coś około półtorej godziny, postawiłam na długą kąpiel...

Ubrana byłam w bluzkę reprezentacyjną dostaną od Zbyszka, w białe krótkie spodenki i białe vansy.
Wzięłam telefon i wykręciłam do Roksany... długo nie odbierała więc ponawiałam próby.
- Marta, musimy już schodzić - przerwała mi Ola.
- Jasne, idź już ja zaraz będę.
Ponowiłam próbę i wykręciłam ponownie do Roksany ale na nic... próbowałam tak wiele razy aż straciłam rachubę czasu... do pokoju wpadł Zbyszek.
- Martuś musimy już jechać.
- Tak wiem, przepraszam ale Roksana nie odbiera... martwię się. - mówiąc to wyszliśmy już z pokoju i szliśmy korytarzem.
- Roksana jest już dorosła, na pewno nic jej się nie stało... Pewnie zapomniała telefonu z mieszkania... jak wrócimy to znów spróbujesz, dobrze ? - spytał, na co ja kiwnęłam głową.
Gdy zeszliśmy na dół wszyscy byli już nieźle zniecierpliwieni...
Weszliśmy do autobusu, zajęłam ze Zbyszkiem ostatnie miejsce dwuosobowe, za nami na ,,piątkach'' siedział tylko Krzysiu.
Rozejrzałam się dookoła, wszędzie pełno wesołych twarzy, tu Krzyś z kamerą, tam śpiewający Michał, drugi  Michał rozmawiający z żoną z wielkim uśmiechem na twarzy, tam Bartek grający w łapki z Kubą, tu Ola miziająca się z Piotrkiem,  a obok Zbyszek który próbuje dołączać się do chórku Winiarskiemu, a co ze mną ?
Mnie jakby nie było, nie potrafię się tak zżyć z nimi.
Gdy Zibi oparł się o oparcie i ucichł całując me czoło chciałam zadać mu pytanie... chociaż nie wiem czy jest na miejscu...
- Nie sądzisz że ja nie pasuję do tego towarzystwa ? - spytałam nie patrząc mu w oczy.
- Nie rozumiem, o czym ty mówisz ?
- O tym że nie potrafię wczuć się w tych ludzi...
- A Ola ? Pit ? Igła ? Kosa ? Misiek ?
- Ich nie poznałam tutaj... Tu panuje inna atmosfera... Pamiętasz jak było z Resovią w Kędzierzynie, oni tam zachowywali się inaczej... tu jakby chcieli się popisać... A ja Zbyszek tak nie potrafię..
- Na prawdę tak sądzisz ? - spojrzał na mnie z grymasem na twarzy. - Zachowuję się inaczej niż zwykle ?
- Trochę tak, Zibi. Ale oni jeszcze gorzej - wskazałam ręką na Kurka liżącego szybę i mówiącego do Jarosza że smakuje jak guma... na co Paweł Zagumny się obraził, a Zbyszek zaśmiał
- Marta, ty ich nie znasz, oni tacy są... i to nie pod wpływem reprezentacji.
- Nie wiem Zbyszek jak to jest, ale to nie mój klimat. Jutro wracam do domu.
- Zostań, zrób to dla mnie. Proszę - patrzył na mnie niczym kot ze Shreka - bądź ze mną, możesz ich unikać, a nie zostawiaj mnie.
- Ale Roksa... - nie dał mi dokończyć.
- Czyli tu o Roksanę chodzi... wcale nie czujesz się nie w klimacie, tylko martwisz się o siostrę która najwyraźniej ma cię w dupie ?! - powiedział zdenerwowany.
- Może i  ma mnie w dupie ale to nadal moja siostra która nie jest jeszcze nadmiar dorosła żeby sama pilnowała Lu. ! - mówiliśmy to trochę za głośno bo wszyscy się na nas patrzyli.
- Mogła się nie zachowywać jak dziwka to by nie musiała niańczyć bachora ! Jej zasługa ! - w moich oczach pojawiły się łzy, jak on mógł powiedzieć coś takiego o mojej siostrze, w moim towarzystwie - nadal się tak zachowuje liże dupę każdemu facetowi, nawet mnie... a z niej energia przechodzi na ciebie i też stajesz się jeszcze bardziej dziwkowata niż ona ! Wszystko tylko żeby Martusi było przyjemnie ! Jak ci tu nie pasuje to droga wolna... wypierdalaj ! - powiedział na co w autobusie rozległ się plask, uderzenia mojej ręki o jego policzek.
Akurat autobus się zatrzymał na co ja nie zważając na tych wszystkich siatkarzy lampiących się z niedowierzaniem to na mnie to na Zbyszka wyszłam na ulicę i pobiegłam nie wiedząc gdzie......
Jak on mógł coś takiego powiedzieć... do mnie, przy ludziach... czy on na prawdę tak o mnie myśli ?
*Zbyszek*
Jeny... Co ja zrobiłem... Przecież ja tak nie myślę...
- KUR-WA  MAĆ ! - krzyknąłem na głos gdy zobaczyłem ją biegnącą wzdłuż chodnika... co miałem zrobić ?
- Teraz to nieźle przegiąłeś - powiedział Kubiak zajmując miejsce Marty.
- Ja pierdole, kurwa Kubiak wiem ! - zakryłem twarz rękami. - przecież jak tak kurwa nie myślę !
- Ty no wiesz, można było jednak pomyśleć że myślisz. - powiedział nie pewnie.
- I co ja teraz mam do kurwy nędzy zrobić ? Przecież nie pobiegnę za nią bo zaraz mecz, na którym kurwa muszę być !
- Potem jej poszukamy... Przecież nie mogła wyjechać z Warszawy...
- No wyobraź sobie że w ciągu 7 godzin może - powiedział Krzysiek.
- No dzięki za pocieszenie....
- Kurwa gdzie jest Kosa ?! - krzyknął z przerażeniem Żygadło.
Wszyscy natychmiast zaczęli się rozglądać... dzwonić, krzyczeć...
I nasunęła się u mnie iskierka nadziei : POBIEGŁ ZA NIĄ ?
--------------------------------------------------------------
No i jest 26 rozdział mam nadzieję że nie zawiodłam waszych oczekiwań... tę sytuację wymyśliłam na poczekanie i uważam że nie jest najgorsza... :)
Mam mega problema i liczę na pomoc : Mam pomysł na nowego superaśnego bloga o siatkarzach, tego za niedługo kończę, ale pojawia się problem... oprócz tego piszę jeszcze 2 i chciałabym pierw skończyć tamte tyle że dopiero je zaczęłam... a nie chcę żeby pomysł wyleciał mi z głowy... CO MAM ZROBIĆ ?!

sobota, 6 lipca 2013

~ Chapter twenty-five.

(Sobota, 9 czerwca)
Leżeliśmy ze Zbyszkiem w łóżku i opowiadaliśmy sobie o naszej przeszłości... jak to było gdy jeszcze się nie poznaliśmy...
- Chciałam iść na studia... Rodzice nawet dali mi pieniądze, już wszystko miałam zaplanowane, do września był jeszcze cały sierpień a ja już byłam cała w skowronkach... wiesz chciałam być kimś a nie tylko kelnerką... w ten sam dzień jak wybierałam kierunek studii... chciałam zostać prawnikiem... Roksana urodziła dziecko... my, ja z rodzicami nawet nie wiedzieliśmy że jest w ciąży... mieszkała z Robertem... potem ją pobił i przez to doszło do szybszego porodu... Rodzice nie byli zadowoleni... Nie mieli tyle pieniędzy by wychowywać dziecko, chciałam oddać te co dali na studia.. kazali je zostawić... chociaż potem i tak je wydałam.... Pojechali do Niemiec by więcej zarobić, po 3 miesiącach gdy ja już chodziłam na studia, oni mieli wrócić z masą pieniędzy... miało nam starczyć na wszystko i jeszcze zostać... - z oczu poleciały mi łzy - nie wrócili... ktoś podłożył bombę w ich firmie... zanim się zorientowali.... było już za późno... Musiałam zrezygnować ze studiów... wyprowadziłyśmy się do Łodzi... tam mieszkała nasza ciocia, nie przyjęła nas... i tak znalazłyśmy się w Rzeszowie... ja pracuję za marne grosze w tym pubie a Roksana za jeszcze mniej jako ,,fryzjerka''... chociaż i tak ledwo wiążemy koniec z końcem....
- Tak mi przykro... Nie wiedziałem - przytulił mnie do siebie... - obiecuję że to się zmieni... Będę ci pomagać... Nie zasługujesz na takie życie...
- Ja nie zasługuję na ciebie - złączył nasze usta w pocałunku...
- Nigdy więcej tak nie mów... jeśli ktoś tu na kogoś nie zasługuje, to to jestem ja.
- Tak bardzo cię kocham.
(Niedziela , 10 czerwca)
Siedzieliśmy na balkonie... Ja czytałam książkę i on czytał książkę.... Nasze czytanie przerwał nam telefon Zbyszka.
- Krzysiek dzwoni, dam na głośnik. - - No siema Igła. Co chcesz ?
- Idziemy wszyscy RAZEM na plaże, może wy w końcu też wyjdziecie z tego zasranego pokoju i spędzicie z nami trochę czasu a nie już tydzień czasu w 4 ścianach się ciśniecie... wiem że was do siebie ciągnie ale bez przesady... - Zbyszek spojrzał na mnie pytająco... ja pokiwałam głową na zgodę... no przecież musimy sie zintegrować i przewietrzyć...
- No to luzik... O której ?
- No tak po obiedzie jakoś, bo chyba idziecie na obiad ?
- No dzisiaj pójdziemy... Chyba...
- Dobra Zibi jakbyście nie przyszli to tak o 14 na hollu...
- Okey... to dozobaczyska ! - rozłączył się i odłożył telefon na wolne krzesło na balkonie.
- No to mamy jeszcze jakieś 20 minut do obiadu.... - powiedział do mnie...
- Ile ?! - wstałam szybko z krzesła i pobiegłam się ubrać, umyć i ogólnie przygotować...

Zeszliśmy na obiad równo o 13... dobrze że Zbyszek nie potrzebuje tyle samo czasu co ja na przygotowanie...
Nasi przyjaciele zaprosili nas do stolika a potem podano obiad... Pogadaliśmy jeszcze chwilę po zjedzonym posiłku i każdy ruszył do swojego lokum po rzeczy na plaże... po nie całych 10 minutach spotkaliśmy się ponownie i ruszyliśmy ku wodzie i piasku...
Wszyscy byliśmy tacy szczęśliwi, Piotrek i Ola wyglądali tak pięknie ze sobą... Olieg i Natalia to była idealna para... a Krzysiak i Iwona to klasyka... A ja i Zbyszek ? Nie mogę ocenić tego jak bardzo go kocham....

Na plaży każdy rozłożył sobie ręcznik... i chłopcy a ja z nimi pognaliśmy do morza... korzystam póki woda ciepła.... Iwona i Natalia postawiły jednak na opalanie...

Niedziele i poniedziałek spędziliśmy podobnie jak sobotę, wtorek poświęciliśmy głównie na pakowanie... a środę spędziliśmy w samolocie...

(Czwartek, 14 czerwca) Spała
Postanowiliśmy że wszyscy (Ola, ja, Zbyszek, Krzysiek i Piotrek) pojedziemy do Spały jednym samochodem, wypadło na samochód Zbyszka.
Dojechaliśmy jakoś około 9.00 rano wyszliśmy a jako że było śniadanie... odpuściliśmy je sobie... ja zajmowałam pokój z Olą... taki był warunek Anastasiego....
Potem razem z chłopakami poszłyśmy na trening, gdzie Pit i Zibi przedstawili nas innym chłopakom z reprezentacji...
- Ekhem, wraz z Cichym Pitem chcielibyśmy wam kogoś przedstawić.. Oto Marta i Ola... nasze dziewczyny... Zagadka dla was która jest którego... a i tu informacja dla Dzika, Kosy i Igły to nie dla was zagadka !
,,Co też oni nie wymyślą''Pierwsi postanowili zgadywać.... no nie wiem jak mają na imię, taki rudy z brodą i taki co gra w reklamie monte.
- No więc tak pierwsza pani... zapewne Ola jest dość szczupłą kobieciną o bardziej męskich kształtach co oznacza że pewnie uprawia jakiś sport, albo po prostu taka jest... ma blond włosy, i dość delikatną twarz.. - zaczął rudy.
- Tak Kubusiu, zgadzam się z tobą, więc pozwól że teraz Bartosz oceni drugą panią... Martę - czyli znałam już ich imiona, a swoją drogą byłam ciekawa co sądzą o mnie - jest ona także szczupła ale ma BARDZIEJ kobiece kształty, włosy niemal że białe... pewnie farbowane, warz dość ostra, ale uśmiechnięta... Wow Kubuś JUŻ JĄ LUBIĘ - a ja już lubię jego.
- Zatem Bartuś wyciągnijmy wnioski... jeżeli uprawia sport to typ Zbyszka... Ale ta druga jest zbyt nie w typie Pita... Ola ma delikatną twarz, Pit także... No i chyba każdy wie..
- że Zbysiu lubi kobiece kształty które ma Marta - dokończył Bartek
- WIĘC MAMY ODPOWIEDŹ.... - mówili jednocześnie - OLA JEST PITA, A MARTA ZBYSIA !
- Nieźli są - powiedziałam równo z Olą.
Gdy już zostałyśmy przedstawione wszystkim a wszyscy nam... Wraz z Olą by nie przeszkadzać chłopcom w treningu poszłyśmy poznawać Spałę...
--------------------------------------------
Tak więc jest 25 rozdział i jeszcze co najmniej 5-10 będzie... Taki jakiś nie mam na razie co pisać bo mam w głowie dopiero sytuację która ma się stać po Lidze Światowej... Miłego czytania :*